Powrót trójki
magów do Magnolii, bardzo ucieszył Lucy, która już od dawna nie widziała swojej
przyjaciółki. Czuła wyrzuty sumienia, że tak nagle opuściła ją w
najtrudniejszym momencie, bo w końcu obiecała, że pomoże w misji. W pewnym
sensie pomogła, ale jej samej to nie wystarczało. Powinna ją wspierać tu na
miejscu, a nie duchowo na odległość. Teraz też nawet nie jest w stanie się
przed nią ujawnić. Nie chciała tej mocy. Przerażała ją, bo nie czuła się jakby
była sobą. Wiecznie słaba Lucy nagle zamieniła się w najpotężniejszą Smoczą
Zabójczynię. To stało się tak nagle, więc nie ukrywała przed sobą ciężaru jaki
nosi na swych barkach.
Nie pozwoliła, by
myśli, które nagle ją naszły zniszczyły doszczętnie jej humor i
podekscytowanie. Wyrzuciła z głowy tą część jej życia na chwilę i skupiła się
na tym co teraz ma miejsce.
Nic szczególnego
się nie działo. Dzień w gildii codziennie taki sam, czyli nawalanka i lejące
się sake, ale właśnie taki widok najbardziej zadowalał dziewczynę. Nie było jej
dobry czas, więc zdążyła za tym zatęsknić. Cieszyła się, że wróciła i chodź na
chwilę zapanował spokój, lecz myśl o zbliżającej walce napawała ją strachem. Z
resztą nie tylko ją. Wszyscy w głębi duszy, byli tym faktem poruszeni, ale nie
starali się tego okazywać. Nie warto psuć szczęśliwej chwili, bo nie wiadomo
kiedy powróci.