Nadeszły maj był jego ulubionym miesiącem. Nie było ani zimno ani zbyt gorąco, więc można było rozkoszować się pogodą ile się chciało. Głównym zajęciem Takeshiego był codzienny trening, a także medytacja, która miała wzmocnić jego ducha. Łączył się ze swym żywiołem i dzięki temu stanowili wtedy jedność.
Ziemia jest
materią, którą można zobaczyć, dotknąć, powąchać. Można, by rzec, że jego cechy
i zachowania były równie "przyziemne" i materialistyczne co żywioł,
lecz dla niego ziemia była, jest i będzie fundamentem, na którym wszystko jest
zbudowane.
W ludziach żywiołu
ziemi nie ma nic rozmytego, niewyraźnego. Nie chodzą z głową w chmurach. Są
niezawodni – zawsze możesz na nich liczyć, nawet jeśli tego nie pokazują w emocjonalny
sposób. Ziemia się nie zmienia, a przynajmniej nie robi tego zbyt szybko.
Zawsze jest na swoim miejscu, stanowiąc solidny fundament dla rozwoju i
postępu.
Ludzie żywiołu
ziemi nie lubią zmian, wolą stabilność i normalne życie, które mogą rozwijać i
pielęgnować w spokoju. Po co zaczynać coś nowego, skoro to, co już jest,
doskonale się sprawdza? Dokładnie taki tok myślenia dominował u Ziemnego
Smoczego Zabójcy.
Niedawno mógł
obserwować dziką burzę, która budziła w nim instynkt łowczy. Wiatr i woda zrobiły
swoje, teraz pora na ziemię! Zaczesując włosy do tyłu, które i tak zaraz
wróciły na swe miejsce, wyszedł z domu i zaczął truchtać w wybranym przez
siebie kierunku. Powietrze po burzy było dla niego jak energetyk, który z
każdym wdechem napawał go co raz większym zapałem. Niestety, nadal pozostawał
człowiekiem, więc po pół godzinnym, nieustannym biegu zaczął odczuwać
zmęczenie. Wróciwszy do domu, zastał niemałą niespodziankę, a mówiąc niemałą,
mam na myśli… całkiem małą kopertę.
Zdziwił się mocno,
bo z nikim nie utrzymywał kontaktu i nie było potrzeby wysyłania do niego listu,
a tu proszę. Podniósł ją z ziemi i otrzepując z piachu, rozerwał. Uważnie
przeczytał jej zawartość, po czym westchnął: – Zaczęło się – wyszeptał do
siebie. – Eh, trzeba będzie się zebrać i tam iść – jęknął, wyczuwając swe
lenistwo.
Wrócił do
mieszkania i zaczął się pakować, by jeszcze dziś wyruszyć do Magnolii.
W podobnej
sytuacji znaleźli się jedyni mieszkańcy doliny Noel, którzy zamiast listu
otrzymali wodną bańkę od Lucy i Sary. Zostali poinformowani o nadchodzącej
walce, dlatego lepiej, żeby wszyscy się zebrali w jednym miejscu i razem
ćwiczyli, a także opracowali strategie. Nic nie wspomniano o zniknięciu Natsu.
Tommy i Suta w mig
się spakowali, gdyż spodziewali się tej wiadomości w każdej chwili. Chcieli być
przygotowani na wszystko. Sprawnie i z nadzwyczaj dobrym humorem wyruszyli w
podróż, gdy na zegarze w ich domku wybiła trzynasta.
Cała trójka
dotarła do Magnolii późnym wieczorem, gdzie w gildii i tak przebywało dużo
osób. Powitano ich głośno i radośnie, a także znaleziono im tymczasowe miejsce
zamieszkania. Wynajęli niewielkie pokoje tuż przy samej gildii, które zostały
opłacone przez Fairy tail (chociaż Lucy i tak w przyszłości będzie musiała to
odpracować). Tego wieczora świętowano, ale to nie było to samo. Wszyscy to
czuli, ale niektórzy nie wiedzieli jaki jest ku temu powód.
– Lucy, a gdzie
jest Natsu? – zapytała Tommy, gdy obie wyszły na zewnątrz zaczerpnąć świeżego
powietrza.
Heartfilia nie
zamierzała tym razem kłamać. W tej chwili nawet nie potrafiła tego zrobić, gdyż
łzy od razu się pojawiły w jej oczach. Białowłosa Kanekawa widząc to,
natychmiast przytuliła przyjaciółkę, lecz nie ukrywała faktu, że chciała
wiedzieć co się dzieje.
– Natsu… on został
porwany – wykrztusiła i dopowiedziała kim był sprawca. – Wykonał swój pierwszy
ruch, a ja byłam zbyt słaba, by go powstrzymać!
– Dlatego my tu
jesteśmy, by Ci pomóc. Kto powiedział, że sama masz z nim walczyć? – starała
się ją pocieszać. – Natsu nic nie będzie. Wiesz, że jest silny i nie podda się
tak łatwo. Uratujemy go, możesz być tego pewna – posłała przyjaciółce uśmiech,
mając nadzieje, że choć na chwilę ją to rozchmurzy.
Zmieniła temat.
– W ogóle kim jest
ten gościu w czarnych włosach i tej bezgustownej, czerwonej koszuli? – wskazała
na Takeshiego, który siedział przy jednym ze stolików, chcąc podjąć jakąkolwiek
rozmowę. Trochę głupio to wyglądało, gdy sam wiecznie siedział przy stoliku.
– To jest Ziemny
Smoczy Zabójca, Ryu Takeshi – odpowiedziała jej blondynka, która nie do końca
kojarzyła chłopaka. – Nie widziałam go wcześniej. Dopiero dziś go poznałam.
– Och, a Ci dwaj
przystojni bogowie? – zapiszczała na widok szablozębnych.
– To są członkowie
Sabertooth; mistrz, czyli Sting Eucliffe i jego przybrany brat Rogue Cheney – uśmiechnęła
się na widok łakomej Tommy, która już szykowała się na podryw.
Ta jak do tej pory
nie miała styczności z taką wesołą gromadą. Jej jedynym towarzyszem był brat,
który niemal od zawsze ją wspierał i pocieszał. Sam nigdy nie próbował znaleźć
innych przyjaciół, ale ona owszem, ale z drugiej strony nie chciała go
opuszczać. Była dla niego jedyną rodziną, jedyną nadzieją i jedynym towarzystwem.
Była dla niego wszystkim… Chociaż? Wyjątkiem była Sara, która starała się
poznać owianego tajemnicą Sutę. Jego młodsza siostra widziała, że ta coś do
niego czuje, lecz ten nadal pozostawał zamknięty w swym „fantomowym” krysztale.
Późnym wieczorem
członkowie, jak i goście zaczęli się rozchodzić do domów, choć bywało, że
niektórzy nocowali w gildii na stołach, krzesłach czy podłodze. Bliźniaki, jak
i Ryu zostali odprowadzeni do tymczasowych lokum, a Lucy wraz Sarą udały się do
siebie. Przez całą drogę powrotną panowała między nimi cisza, której za nic nie
mogły przełamać. Jasnowłosa próbowała na wszelkie tematy rozmawiać z
Heartfilią, ale ta dawała tylko krótkie odpowiedzi i sama nie zamierzała
przejąć inicjatywy. Gdy nie trenowała czy nie przesiadywała wraz z innymi,
smutek gościł na jej twarzy non stop.
Martwiła się o
osobę bliską jej sercu.
W zasadzie od
dwóch dni nie otrzymali żadnej wiadomości od Zerefa. Podobnie było i później.
Mijały dni, tygodnie i nic. Minął maj, czerwiec i połowa lipca. Przez te dwa
miesiące ciężko trenowali, nie robiąc sobie ani chwili wytchnienia (nie licząc
przerw na posiłki i na sen). Lucy całkowicie oddała się ćwiczeniom i trenowała
często samotnie, chcąc opanować specjalne ataki swej nowej magii. Z gwiezdnymi
duchami rzadko się kontaktowała, ale wcześniej poinformowała ich o wszystkich
wydarzeniach.
☆☆☆
Cofnijmy się o te
dwa miesiące, a konkretnie do miejsca, w którym zło zmierzyło się z jeszcze
większym złem. Jedno przeszkadzało drugiemu, a więc walka i unicestwienie
jednego z nich nie było nieuniknione.
Zeref i Acnologia
stali naprzeciwko siebie i wpatrywali się w swe oczy przesiąknięte jadem.
Niestety wzrokiem nie można było zabić, a przynajmniej taki urok Dragneela nie
działał na Smoczego Zabójcę, który pozostał w swej ludzkiej postaci.
– Zebrało Ci się
na walkę – przewrócił oczami, udając zniechęcenie, a tak naprawdę od zawsze
marzył, by stoczyć z Czarnym magiem pojedynek. Różnica w ich rozumowaniu
„pojedynek” polegała na tym, że Acnologia nie zamierzał od razu zabić Zerefa.
Chciał, by ten przywrócił jego ukochaną do życia i nie dopuszczał do siebie
myśli, że to niemożliwe.
Czarne i niegdyś
bez wyrazu oczy Dragneela, zmieniły się nagle w krwiste i uzbrojone w morderczy
wzrok. Nadal pozostał spokojny, ale chciał dać wyraźnie znać, że teraz to nie
są żarty. Miał dość, że Acnologia udaremniał mu wszelkie próby samobójcze, a
teraz miałby zniszczyć jego plan i zarazem brata?
– Mam dość twoich
gierek. Nie spełnię nigdy twego życzenia, więc możesz albo odejść albo
najlepiej zginąć – warknął, nadal pozostając w miejscu.
– Zaczyna się
robić ciekawie – prychnął drugi i uśmiechnął się zadziornie, czekając na
jakikolwiek ruch.
Nagle wiatr ustał,
a wokół zrobiło się niepokojąco ciemno, gdyż przed chwilą jeszcze było słońce.
Jak się okazało, zostało one przykryte ciemnymi chmurami, które nie wiadomo
skąd naszły. Odgłosy przyrody ucichły i jedyne co można było usłyszeć to ich
nadzwyczaj spokojne oddechy.
Zeref zrobił krok
w przód i czekał na reakcje Acnologii, lecz ten z pewnością w oczach wyczekiwał
kolejnego kroku. Sam nigdzie się nie ruszył. Nie chciał pierwszy atakować i nie
chciał się niepotrzebnie unosić. Okazałby tym samym swoją słabość.
– Na co czekasz? –
zapytał ciemnoskóry zabójca.
– Podziwiam twoją
odwagę, ale zarazem jestem zdziwiony twą głupotą. Czyżbyś zapomniał, że
posiadam kogoś, kto by równie sprawnie co ja zrównał Cię z ziemią?
– Twoja magia
śmierci na nic się zda. Widzisz ten wisior? – wskazał na swój naszyjnik z
kolcami. – To jest przedmiot, który chroni mnie przed twą magią, więc jesteś na
przegranej pozycji – nie wspominając nic o etheriusie, popełnił błąd. Zeref
wykorzystał ten fakt i właśnie to tym zdecydował się zaatakować. – Mam
nadzieję, że pamiętasz mojego młodszego braciszka? – zapytał już z uśmiechem, a
oczy z powrotem przybrały ciemną barwę.
Acnologie
przeszedł dreszcz.
Smoczy Zabójca bał
się tylko jednej osoby – E.N.D.’a . Widział go tylko raz w życiu i miał
nadzieję, że tak też pozostanie. Nigdy nie czuł wtedy takiej rozpaczy i strachu
przed śmiercią. Ogromna moc jego wroga przytłoczyła go wtedy tak bardzo, że
jedyna szansa na przeżycie równała się z ucieczką. Nawet jeśli postąpił nie
honorowo i tak cieszył się, że tak postąpił.
Zeref uśmiechnął
się łagodnie i z niezwykłą szybkością podbiegł do rozkojarzonego Acnologii i
zerwał mu naszyjnik z szyi. Kolce z biżuterii spadły na ziemie, razem z
podartym sznurkiem. Długowłosy krzyknął wściekle i już chciał rzucić się na
maga, lecz w porę przypomniał sobie o utracie jedynej ochrony przed magią
śmierci.
– Widocznie nie
będę musiał się, aż po niego fatygować. Rozprawię się z tobą tu i teraz! –
krzyknął Czarny mag, gdy jego oczy znów przybrały krwistą. Uniósł prawą dłoń
przed siebie i rzekł donośnie: – W końcu po 400 latach zdecydowałem się Ciebie
pozbyć, więc mam nadzieję, że już więcej nie będę musiał Cię widzieć.
Przez moment w
oczach Zabójcy pojawił się cień strachu, który szybko został zastąpiony dziwną
pewnością siebie.
– Zabawmy się! –
zawołał nagle Acnologia: – Ja będę rządzić światem, strach zacznie się bać,
nienawiść pokocha, ogień się zapali, a śmierć umrze. Moja ukochana poczeka.
Skoro ty mi nie chcesz pomóc to sam spróbuję ją ożywić!
– Milcz! –
wrzasnął Dragneel i wcelował w wroga swą kulą śmierci.
Czarna okrągła
kula najgroźniejszej magii zmierzała prosto ku Smoczemu Zabójcy, który za nic
nie miał szans jej uniknąć, ale czy to oznaczało, że zginie?
Nastąpił wybuch, z
którego cało wyszła tylko jedna osoba – odporna na każdy rodzaj magii czy bólu.
Nieśmiertelność miała swoje plusy, ale i tak jej nienawidził. Ona odebrała mu
wszystko, a dała jedynie ból i zmęczenie.
☆☆☆
Lipcowe słońce
oślepiło ją tuż z samego rana, gdy letni wietrzyk przedarł się przez
nieszczelne okna i rozwiał różowe firanki. Dziewczyna natychmiast mocniej
przymknęła i tak zamknięte oczy, a następnie leniwie się przeciągnęła. Niedługo
po tym ruchu, budzik oznajmił jej, że czas wstać i przy okazji wskazał godzinę
siódmą.
– Sara! Wstawaj! –
zawołała jeszcze przez sen. Nie doczekała się odpowiedzi, więc sama postanowiła
pierwsza wstać i wziąć prysznic.
Szybko wykonała
poranną toaletę, a następnie podreptała do kuchni, by zrobić sobie i
przyjaciółce skromne śniadanie, bo w lodówce nie dostrzegła większej ilości
artykułów. Usmażyła jajecznicę, którą potem wspólnie zjadły, lecz w tym
spokojnym poranku, było coś niepokojącego.
– Słabo wyglądasz
– zauważyła Lucy, obserwując ruchy Sary, a także jej niespokojny wzrok. – Coś
się stało?
Niebieskowłosa
rzuciła niespodziewanie widelcem o podłogę i jęknęła załamana:
– Faceci to dno!
Wybacz Lucy, że Ci to robię, ale powiedz jak wy się z Natsu porozumiewacie?
Chodzi mi o to… jak mam sprawić, że chłopak zainteresuje się moją osobą? –
zapytała z nadzieją, że przyjaciółka coś jej doradzi, lecz ta patrzyła na nią
oniemiała.
Po tych dwóch
miesiącach Lucy skupiała się tylko i wyłącznie na treningu. Nie zauważyła
problemów przyjaciółki, które po cichu od środka ją wykańczały. Mówi się serce
nie sługa, więc jej wybrankiem chcąc, nie chcąc został obojętny Suta.
– Och, to wspaniale!
– zapiszczała Lucy, nie widząc problemu, bo tak naprawdę nie znała prawdziwej,
cichej i nieśmiałej natury Suty, który obiecał sobie, że nie zbliży się do
nikogo więcej. Tuż po tym okrutnym wypadku zamilknął, a jego serce zamknęło się
na innych.
– To nie jest
wspaniałe! Słyszałam co wcześniej przeżył i rozumiem, dlaczego z nikim nie chce
się zżyć. Próbowałam wiele razy się do niego zbliżyć, sprawić, że mi zaufa, ale
zawsze otrzymywałam odrzucenie związane ze strachem. Nie wiem co mam zrobić,
żeby się otworzył – westchnęła na koniec z rezygnacją i odsuwając od siebie
talerz, położyła głowę na stole.
– A powiedziałaś
mu wprost to co czujesz? – zapytała Lucy.
– Nie, a czy ty
powiedziałaś Natsu co czujesz?
– W sumie tak, ale
nie powiedzieliśmy sobie dosłownie „kocham” – mruknęła wstydliwie, ale mowa o
Natsu sprawiała jej ból. Nadal żadnych wieści. Pokręciła głową, chcąc pozbyć
się na razie tej okrutnej myśli. – Jak tylko go zobaczę to powiem mu całą
prawdę, a teraz ty powinnaś to zrobić.
– Chyba tak zrobię
– uśmiechnęła się z nadzieją. – Nic nie stracę jeśli mi odmówi i tak mnie
zawsze unikał.
– Oby tego nie
zrobił – dotknęła ramienia przyjaciółki, po czym obie wstały i uściskały się
nawzajem.
Posprzątały po
śniadaniu i przebierając się w stroje sportowe, udały się na trening. Na
miejscu jak zwykle nałożono barierę, dzięki której nie rozwalono pół Magnolii,
a na sam koniec ustalali jakiekolwiek plan.
Tak minął im
kolejny dzień, gdzie potem udali się na zasłużony odpoczynek do gildii.
Większość się udała, lecz Lucy jak zwykle odmówiła. Od dwóch miesięcy unikała
miejsca, które przywoływało tak wiele wspomnień z nim związanych.
Wróciwszy do domu,
wzięła szybki prysznic, nie chcąc tracić czasu na przyjemną kąpiel. Wolała
przed zmierzchem jeszcze się przespacerować, więc czym prędzej się przebrała i
przyczepiając swe klucze, wyszła z mieszkania. Tak naprawdę to ich nie potrzebowała,
ale z nimi czuła się pewniej.
Ciepły wiatr co
chwilę smyrał jej blond włosy, a także głaskał policzki, ręce i resztę ciała.
Pogoda była piękna, na co wskazywało zachodzące słońce otulone przez pojedyncze
i niewielkie chmury. Czuła się błogo i beztrosko, chociaż nie do końca. Do
pełni szczęścia brakowało jej jedynie Jego. Doszła na skraj Magnolii, gdzie
rozciągał się gęsty las, który wyznaczał jej koniec spaceru. Słońce właśnie
zaszło, a ona chciała zawracać i gdy do jej nozdrzy dotarł znajomy zapach. Dzięki
mocy Smoczego Zabójcy jej zmysły bardzo się wyostrzyły, tu bardzo jej pomógł
zmysł węchu.
Wyczuła dobrze
znany jej zapach, dzięki któremu poczuła się jak we śnie. Uszczypnęła się, ale
nic się nie stało, jednak to nie był sen. Odwróciła się gwałtownie, a wtedy
napotkała równie zdziwione tęczówki co jej, lecz te naprzeciwko skrywały dziką
zieleń. Znajomą, choć wywołującą ciarki.
– Natsu?
Ciąg dalszy nastąpi w rozdziale 56 "Przygody Lata (część 1)"
Cudny rozdział. Mam pewne przypuszczenia dotyczące dalszej części opowiadania, ale wolałabym się mylić. Co do one-shot'a, to jestem za, jednak pomysłu nie mam. Ucieszyłabym się z NaLu, ale jeżeli byłoby coś innego, to też dobrze. Niecierpliwie czekam na następną notkę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny :*
Dziękuję ^^
UsuńCo do One-shota, to myślę, że Nalu da się załatwić, choć miałam nadzieję, że napiszę coś o innych paringach. ;) Coś się wymyśli.
Bardzo dziękuję za komentarz ^^
Boski rozdział, zresztą jak wszystkie. Też mam co do kolejnej notki pewne przypuszczenia, jeśli chodzi o one- shot'a to myślę ze to jest fajny pomysł
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję ^^ Nie wiem do kładnie kiedy się pokaże one-shot, ale chcę go napisać do końca roku szkolnego :P
UsuńSpotkanie.., ależ to ekscytujące. Ale będzie jatka. Miłość kontra nienawiść. Chyba wszyscy dobrze wiemy "kto" wygra to starcie. Bo jak to zwykle bywa, miłość przezwycięży wszystko, nawet czas i śmierć.
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały. Oby było więcej takich, jak ten. Pozdrawiam Kochana :*
Cóż wiadomo kto wygra. Nie lubię tragedii z udziałem moich ulubionych bohaterów, więc nie zamierzam nikogo na końcu uśmiercać.
UsuńDziękuję bardzo za komentarz i opinię ^^
Pozdrawiam
Musisz mi wybaczyć, ale skomentuje rozdział dopiero jak wyzdrowieje ;(
OdpowiedzUsuńNie muszę wybaczać, bo nie mam czego. Komentarz to nie obowiązek i nie mam prawa o nie żądać ;)
UsuńDziękuję, że jesteś chętna do komentowania. Komentarze są dla mnie ważne :D
Może to głupio zabrzmi, ale jak byłam dużo młodsza czytałam Witch i z charakteru smoczy zabójca kojarzy mi się z Cornelią * chyba, że ziemia ma to po prostu do siebie ;P * Ohoho akcja się rozwija ja chce więcej :D! Ja zawsze mam to do siebie, że z rodziału zapada mi jedna rzecz i ją komentuje O_o
OdpowiedzUsuńA przy okazji zaspamię. Założyłam bloga, ale nie o tematyce Fairy Tail.
Każdy z nas ma marzenia. Megami Osaka jest zwykłą humorzastą nastolatką, której jednym z celów jest stworzenie własnego komiksu. Cały wolny czas poświęca tworzeniu swojego dzieła i marudzeniu nad swoim życiem. Pewnego dnia jednak jej straszy brat, który jest rockmanem postanowił ją przenieść do małego miasteczka by uczęszczała do tamtejszej szkoły Słodki Amoris poznając życie innych nastolatków. Co gorsza jej tropem podąża zabójca ich rodziców.
Czy Osaka zaaklimatyzuje się w nowej szkole?
Czy łaskawie skończy swój komiks?
Kim jest morderca czyhający na Megami?
http://megami-rock.blogspot.com/
Więc jeśli masz ochotę to zapraszam ;)
Bardzo dziękuję, a akcja rozwinęła się jedynie do tego momentu, bo teraz czekają was dwa rozdziały "fillerów". :P
UsuńCo do twego opowiadania. Słyszałam o "Słodkim flircie", bo nawet przez pewien okres czasu grałam, ale doszłam chyba tylko do czwartego odcinka.
Pomysł wydaje się ciekawy, lecz nie chcę obiecywać, że go odwiedzę, bo sama chciałabym nadrobić pięć książek, które kupiłam (była przecena, więc aż się prosiło :P ). Bardzo dziękuję za zaproszenie i komentarz ^^
To i tak jesteś lepsza odemnie ja doszłam do ekhem 3? I siedze w nim prawie od tygodnia xD Bo mam problem z tą zakichaną kasą. Nie ma problemu! Tak zapraszam jakbyś miała ochotę.
UsuńSwoją drogą ja mam teraz trzy książki do przeczytania. Zamówiłam sobie książki Kate Mosse i prawie sikam z ekscytacji je widząc xD
Nie słyszałam o tej autorce, ale z chęcią zerknę na jej dzieła. Ja zakupiłam trzy części "Królowej lata" i dwie "Rywalki". :)
UsuńNie liczę też trzech tomów SAO, które kupiłam na konwencie i nie zdążyłam przeczytać. XD
Cudowny rozdział *.* Levy wyzna swoje uczucia Gajeelowi, no i na koniec pojawia się Natsu, albo raczej E.N.D. Kurczę no i znowu się napaliłam :D Już zapewne wiesz co zrobię dalej, więc nie będę pisała tego po raz enty ^^ Miłego wieczoru tym razem Ci życzę :*
OdpowiedzUsuńDużo komentarzy XD Dziękuję bardzo <3
Usuń