Mistrz był najważniejszym członkiem gildii. Jako mentor i rodzic wspierał swych podopiecznych, lecz nie w najważniejszym momencie ich życia. Wiedział, że w ten sposób ich zawiódł, ale miał ku temu ważny powód. Wtedy, kiedy Lucy przybyła wraz z Natsu do gildii, by poinformować go o miejscu bytu demona, zszedł do najniższego poziomu Fairy Tail, a konkretnie do katakumb, gdzie spoczywało ciało Pierwszej. Dzięki niemu mógł ją wezwać w kryzysowych sytuacjach. I taki moment właśnie nadszedł. Liczył, że stanie się ich wsparciem w walce; że jako Wróżkowy Strateg pomoże im zwyciężyć.
– Makarov! –
zawołała promiennie, pojawiając się przed drobnym mężczyzną.
Jej uśmiech prysł
jak bańka, gdy ujrzała zaniepokojoną lub przerażoną minę starszego Dreyara. Nie
potrafiła konkretnie jej określić, ale wiedziała jedno – to nie wróżyło nic
dobrego.
– Stało się coś
złego, mam rację? – zapytała z obawą, na co ten w odpowiedzi kiwnął głową. – To
dlatego mnie wezwałeś. – Westchnęła ciężko.
– Zeref się zbliża
i już jutro będzie siać tu zniszczenie – odrzekł krótko i zwiesił głowę.
Wiedział, co miało zaraz nastąpić.
– I dopiero teraz
mi o tym wspominasz?! – zdenerwowała się. – Przecież całe miasto może
ucierpieć, mieszkańcy, gildia! Dlaczego wcześniej mnie nie wezwałeś?!
– Wszyscy
mieszkańcy są bezpieczni, a moje dzieci odpowiednio przygotowane, ale proszę
cię o wsparcie i dodatkową siłę – mówił ze spokojem, na co Vermilion uspokoiła
się nieco i również odpowiedziała zmianą tonu na łagodniejszy.
– Wiem, że jesteś
rozsądnym człowiekiem. Przepraszam za mój nagły wybuch, ale obawiam się tej
bliskiej przyszłości. – Ponownie westchnęła i dodała stanowczo: – Możecie na
mnie liczyć!
Mavis zaglądała od
czasu do czasu do gildii, lecz starała się za bardzo nie przywiązywać do jej
członków. Lata mijały, ludzie się starzeli, Juri, Precht i inni dawno odeszli,
a ona nadal trwała. Przygnębiająca myśl dopadała ją za każdym razem, gdy
obserwowała poczynania wiecznie radosnej gildii. Starała pogodzić się ze swym
losem, ale na darmo.
Odrywając się od swoich wewnętrznych przemyśleń, jako pierwsza
wdrapała się na strome schody. Tuż za nią kroczył milczący Makarov.
Negatywne emocje w
mig zniknęły, gdy oboje ujrzeli zdeterminowanych członków. Lucy właśnie
kończyła swoją przemowę, która zdecydowanie podniosła wszystkich na duchu i
przywróciła wiarę w swoje możliwości. Posiadali znaczną przewagę, gdyż do walki
stawali ramię w ramię. Zeref był sam.
– Pierwsza! –
krzyknął ktoś i zwrócił tym samym uwagę wszystkich towarzyszy.
Wpierw nastała
cisza, lecz gdy Mavis pokazała niewyraźny uśmiech i pomachała nieśmiało, wtedy
i oni przywitali ją radośnie.
Heartfilia
podeszła do Mistrzyni i, przedstawiając się, podała jej rękę na przywitanie.
Nie miały okazji poznać się wcześniej. Rzecz jasna, Smoczy Zabójcy, którzy nie
byli członkami Fairy Tail, nie widzieli ducha.
– Mistrzu, mamy
poważny problem, ale wolałabym o tym pomówić na osobności – szepnęła Lucy
dyskretnie do Makarova. – Pierwsza również powinna w tym uczestniczyć. Może ona
będzie wiedziała, co poradzić.
Skinął głową i
zaprowadził Lucy, Natsu i Pierwszą do swojego gabinetu. W tym czasie ludzie z
gildii rozchodzili się do domów i starali się cieszyć z ostatnich chwil spokoju.
– O co chodzi? –
zapytał się Mistrz, kiedy już mogli spokojnie porozmawiać, mając pewność, że
nikt ich nie będzie podsłuchiwał.
Blondynka kurczowo
zacisnęła obie dłonie w pięści i przygryzła wargę. Strach, jaki ją ogarnął, nie
pozwolił jej na wydobycie choćby jednego słowa, a co dopiero kilku zdań. Spojrzała
błagalnie na Dragneela, a ten uśmiechnął się do niej zachęcająco i delikatnie
ujął jej dłoń. Następnie westchnął głośno i zwrócił się do Pierwszej i
Czwartego:
– Nie mamy dobrych
wiadomości – zaczął. – Wiemy, gdzie się znajduje E.N.D.
– To raczej dobra
wiadomość. Będziemy mogli go łatwiej namierzyć i szybciej zniszczyć – odezwała
się Mavis, nie mając świadomości, że to w tym tkwił haczyk.
– Problem w tym,
że demon znajduje się w ciele Natsu – wykrztusiła Lucy i zamknęła gwałtownie oczy,
bojąc się, że wypłyną z nich łzy. – Błagam, powiedzcie, że istnieje jakieś
wyjście!
Mistrzowie stanęli
wyryci i spojrzeli na siebie z niedowierzaniem. Oboje po chwili usiedli i
zadali to samo pytanie:
– Jak to?
– Nie wiem, co się
ze mną działo. Gdy się wybudziłem, nie zastałem ani Zerefa, ani żywej duszy w
tym dziwnym mieście – wyjaśnił Natsu. – Nie mam pojęcia, jak to się stało, że
E.N.D. znalazł się w moim ciele. On sam raczej mi nie zechce o tym opowiedzieć.
No jasne, że ci nie powiem – mruknął demon, na co Dragneel w ogóle nie
zareagował.
– Nieważne, jak
tam się znalazł. Trzeba go wyciągnąć i zniszczyć! – wtrąciła się Lucy.
– Nie będzie to
łatwe – rzekła Mavis, gdy otrząsnęła się z krótkotrwałego szoku. – Pozbycie się
go następuje wtedy, kiedy zniszczysz jego księgę lub gdy osobiście go zabijesz,
ale – przerwała na moment – prawdę powiedziawszy, nigdy nie słyszałam o takim
przypadku. Nie potrafię stwierdzić, czy jest szansa na wyciągnięcie z ciebie
demona bez naruszania twojego stanu zdrowia, a nawet życia. To zależy od tego,
czy demon istniał w tobie od narodzin, ale był uśpiony, czy został wszczepiony dopiero
po jakimś czasie – odparła smutno, lecz w duchu złościła się na siebie, bo gdy
teraz najbardziej jej potrzebowali, ona nie potrafiła pomóc. – Przepraszam.
– Pierwsza, to nie
twoja wina. Możemy się o pomiot szatana pomartwić później, jak już pokonamy
Zerefa. Na razie nad nim panuję – oznajmił Natsu spokojnie, lecz jego
stoickiego zachowania nie mogła puścić płazem wściekła Lucy. Uniosła zaciśniętą
pięść do góry i potraktowała nią chłopaka.
– Ty idioto! –
krzyknęła. – Nie można czegoś takiego zostawiać na później! To poważna sprawa!
– Przecież wiem! –
odpowiedział, chwyciwszy się za bolące miejsce. – Ale nie możemy teraz zawracać
sobie tym głowy, skoro Zeref już jutro będzie siał tu zniszczenie. Ty musisz
wypocząć i nabrać sił na walkę. Zapanuję nad nim, słowo.
Sam nie był do
końca pewny tej obietnicy. Nie znał wszystkich ruchów, nie znał przede
wszystkim siły demona, więc bardzo ryzykował. Jeśli E.N.D. zdoła przejąć nad
nim kontrolę właśnie w tym momencie, będzie z nimi wszystkimi marnie. Czuł
wyraźnie narastający gniew współlokatora i swoją niepewność. Musiał się wziąć w
garść, bo inaczej przegra.
To jest raczej pewne. – Zaśmiał się demon, a Natsu znów musiał zignorować
jego uwagę, choć przyszło mu to z dużym trudem.
Lucy niechętnie
zgodziła się na te warunki, choć skrycie posiadała już przygotowany plan B.
Miała nadzieję, że Virgo trzymała w zapasie kilka łańcuchów i pomoże jej
ewentualnie przypiąć nimi Natsu do łóżka. Komiczne, ale bezpiecznie.
Decyzja Dragneela
nie spodobała się i Mistrzom, ale związku z tym, że nie było czasu, pomysłu i
sił, nie mogli odmówić. Mistrz, jaki i reszta członków udali się do swoich
domów, a Pierwsza z racji tego, że nigdy nie spała, postanowiła poszperać w
bibliotece gildii oraz tej znajdującej się na wyspie Tenrou, o ile tamtejsze
książki nadawały się do użytku. Nie mogła zostawić tego problemu losowi.
Należało działać.
☆☆☆
Noc niby cicha,
niby spokojna, ale gdzieś głębiej wyczuwalna stała się mroczna energia, którą
Czarny Mag emanował na kilometry. Z każdym krokiem uśmiercał kolejne drobne
zwierzęta i rośliny, rozprzestrzeniając swój gniew oraz nieokrzesaną chęć
niesienia zła i rozpaczy. Za długo spał i czekał albo raczej się wahał. Po
tragedii, do której doszło z jego winy w Akademii Mildian, starał się stłumić
zbierające się w nim negatywne emocje, lecz teraz wybuchły ze zdwojoną siłą i
były nie do opanowania. Zabić, zabić i zabić – tylko to mówiło jego serce, o
ile coś z niego jeszcze zostało. Każdy najdrobniejszy ruch zbliżał go do
Magnolii, którą obrał sobie za początkowy cel. Chciał swej śmierci, lecz teraz
pragnął ją zadać osobom, które odważyły się stoczyć z nim bój.
Oprócz Acnologii
musiał się pozbyć jeszcze jednej istoty – Gwiezdnej Smoczej Zabójczyni, która
stanowiła dla niego niemałe wyzwanie. Ale miał dla niej idealnego przeciwnika.
– Mówią, że miłość
potrafi być zabójcza. Ty mi to powiesz, Natsu.
Uśmiechnął się
tajemniczo, a w jego oczach błysnął czerwony blask.
Słowa
wypowiedziane zadziałały niczym impuls dla Dragneela, który „pogrążony we
własnym koszmarze” starał się zmrużyć choć na chwilę oczy.
Niespodziewanie przeszedł
go dreszcz. Podniósł się gwałtownie i zmierzył wzrokiem ciemny, dobrze znany mu
pokój. Happy spokojnie spał na fotelu w salonie Lucy, a on sam zajął kanapę.
Właścicielka, nie wiedział czy spokojnie, spała w swojej sypialni, do której
drzwi stały otworem. Zajrzał do niej po cichu, chcąc się przekonać, co jej się
śniło, lecz jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Oddech miała nierównomierny.
Jakby bała się zasnąć – pomyślał i wycofał się z powrotem do salonu, a następnie
położył się na tymczasowym łożu.
Sekundy mijały
wolno, a on miał wrażenie, że leżał w bezruchu co najmniej kilka lat. Gdy sen
nie przyszedł, zrezygnowany ruszył się z miejsca i zaczął niespokojnie chodzić
w jedną lub drugą stronę. Nie trzeba było zgadywać, co stało się powodem jego
wewnętrznego niepokoju i zdenerwowania. Demon czerpał z tego jak najwięcej
korzyści. Dzięki tym emocjom rósł w siłę i nie miał zamiaru uświadamiać tego
„koledze”. W odpowiednim momencie zaatakuje i odbierze mu wszystko.
Zeref dał znak do działania – odezwał się nieoczekiwanie E.N.D. – Jest coraz bliżej, by was zniszczyć.
– Jakbym nie
wiedział – odpowiedział cicho Natsu. – Co próbujesz osiągnąć tą gadką? Myślisz,
że ci ulegnę? Że mnie złamiesz? Mylisz się.
Jeszcze zobaczymy –
warknął niezadowolony. Liczył na to, że wytrąci chłopaka z równowagi i zbierze
więcej negatywnych emocji.
– Zobaczymy waszą
porażkę – rzekł zdecydowanie i chyba nieco za głośno, gdyż usłyszał nerwowe
odgłosy wydawane przez kotka.
Westchnął ciężko i,
zerknąwszy ostatni raz w kierunku sypialni ukochanej, położył się na kanapie. Kręcił
się na kanapie do rana, a gdy słońce pokazało pierwsze promienie, zerwał się z
łóżka i zaczął z własnej woli przygotowywać śniadanie. Lucy wkrótce po nim
wstała i ze zdziwieniem obserwowała poczynania chłopaka.
– Śniadanie?
Jestem pełna podziwu – odezwała się zdumiona. – Nie sądziłam, że po nieprzespanej
nocy będziesz miał jeszcze ochotę na robienie śniadania. Ciekawe, czy będzie jadalne.
– Parsknęła śmiechem.
– Nie wierzysz w
moje kulinarne możliwości?
– Nie. – Wystawiła
mu język i odebrała jajka, nim rozbił je na patelni. – Pozwól, że ja się tym
zajmę.
– Nawet nie wiem,
czy będę w stanie coś przegryźć.
– Ja również, ale
z czegoś musimy czerpać siłę, skoro sen nie pomógł. Za nic nie chciał do mnie
przyjść.
– Ty też nie
spałaś? Czemu nic nie mówiłaś?
– Nie wiem. –
Wzruszyła ramionami, udając, że to nic poważnego.
Nie było im dane
dokończyć rozmowy ani nawet zjeść śniadania, gdyż wyczuli niespokojne drgania.
– Trzęsienie
ziemi? – rzucił Natsu.
– Chciałabym –
odpowiedziała mu, przełykając głośno ślinę.
Oboje rzucili się
w stronę najbliższych ciuchów, a następnie założywszy je na siebie wybiegli na
zewnątrz i rozglądali się nerwowo po otoczeniu. Oprócz wstrząsów niczego nie wyczuli,
niczego nie widzieli. Należało odnaleźć źródło tych wstrząsów, ale sami całego
miasta nie daliby rady przeszukać. Zdecydowali się najpierw dotrzeć do
najbliższych mieszkań przyjezdnych, a następnie do gildii. W tym czasie Happy
miał z góry obserwować teren.
– Aye! – zawołał,
gdy przekaz do niego dotarł, a następnie uniósł się w powietrze.
Kwadrans później
spotkali się z przyjaciółmi. Bez zbędnych rozmów podzielili się na grupy i
ruszyli na „podbój” miasta. Nie znali planów Czarnego Maga ani nie posiadali
przypuszczeń co do nich, ale jedno wiedzieli – było to niebezpieczne. W duchu
dziękowali za to, że w porę ewakuowali wszystkich mieszkańców. Nikt nie
ucierpi, ale nie gwarantowali przetrwania miasta ani wygranej, choć ta kwestia
nie została otwarcie wyznana.
☆☆☆
Główna dowodząca
tym zespołem, Tommy Kanekawa, przeszła niemałe zdziwienie, a wynikało ono z jej
postępowania. Była przekonana, że i tym razem walczyć będzie ramie w ramię z
bratem, lecz nim się zorientowała, została porwana przez Takeshiego. Nie
narzekała na taki obrót zdarzeń, a wręcz przeciwnie, cieszyła się z jego
towarzystwa.
Nim pojawiły się
pierwsze wstrząsy, oboje leżeli jeszcze w łóżkach, rzecz jasna – w swoich
mieszkaniach. Zjawisko pojawiło się gwałtownie, ale Smoczy Zabójcy zareagowali
jeszcze szybciej i w mig byli gotowi do działania. Nie czekając, aż ktoś zjawi
się i da znak, sami pobiegli do gildii, a tam spotkali się z resztą. Obszar
jaki sobie przywłaszczyli, obejmował wschodnie przedmieścia Magnolii i część
tamtych lasów. Jeżeli wierzyć opowiadaniom Natsu, to stamtąd mógł przybyć, o
ile się nie teleportował.
– A co będzie, jak
na niego trafimy? – zapytała z obawą podczas biegu.
– Możemy go na
jakiś czas zatrzymać, ale nie pokonać. Od razu, jak go ujrzymy, użyjemy naszych
Ryków, by pokazać Lucy i innym nasze położenie. Sam znak będzie dla nich jasnym
sygnałem. Nie martwmy się na zapas. – Mówiąc to, nie ważył się spojrzeć na
dziewczynę, gdyby to zrobił nie potrafiłby się powstrzymać przed wycofaniem się
z tej całej wojny i zabraniem jej jak najdalej stąd. W ciągu tych kilku dni
zdołał się do niej przywiązać. Stała się jego jedyną bliską osobą. Kolejny raz
nie pozwoli na stracie najbliższej.
Po kilku minutach
nieustannego biegu znaleźli się na skraju miasta. Ze wszystkich grup mieli swój
cel najbliżej.
Ostatnie domy,
sklepiki i innego rodzaju budynki nie wyglądały na biedne ani też nie
pokazywały dużego przepychu. Zwykłe, pospolite, ale sprawiające miłe wrażenie.
– Żal mi tych
ludzi, co nie będą mieli gdzie wrócić.
– Nie mów tak. Nie
zwiastuj nieszczęść.
Nie odpowiedziała
mu, tylko zatrzymała się i spoglądała chwile na wymarłe miasto. W jej oczach
tkwił niepokój i strach.
– Zacznijmy od
tych domów i pamiętaj, bądź ostrożna – polecił i ruszył przed siebie, ale nie
ważył się odchodzić za daleko.
Kanekawa otrząsnęła
się i zgrabnie wdrapała się na dach najbliższego domu, a stamtąd nadstawiła
uszu. Dzięki swej mocy miała o wiele lepszy słuch niż zwykły Smoczy Zabójca,
gdyż potrafiła słyszeć głosy z całego miasta i określić ich dokładne położenie.
Jednak nie umiała już wydobyć z otoczenia drobniejszych dźwięków.
W mig wyłowiła
głosy swoich przyjaciół oraz osoby, o której istnieniu chciałaby jak najprędzej
zapomnieć. Nie należał do żadnego znanego jej towarzysza i nie była pewna, czy
do człowieka. W mowie dziwnego stworzenia słyszała jęki, a przy wypowiedzi
nawet jak szeptał, towarzyszył mu krzyk.
Zadrżała na jego
słowa, po czym zeskoczyła z dachu i pognała do Ryu, by przekazać odkrycie.
– Jak myślisz, kto
to mógł być? – zapytał chłopak, poznawszy zdarzenie.
– Obawiam się, że
to coś gorszego niż Zeref, a najgorsze jest to, że Natsu z tym czymś rozmawiał!
– rzekła podenerwowana. – Poznałam jego głos, ale na szczęście ich krótka
rozmowa nie brzmiała, jakby byli towarzyszami, oni się nienawidzili. Czułam w
ich tonie wzajemną wrogość i gniew. To coś posługiwało się czymś w rodzaju telepatii,
więc tylko ja i Natsu mogliśmy go słyszeć.
– Myślisz, że
lepiej byłoby powiadomić Lucy?
Na to pytanie
Tommy nie zdążyła już odpowiedzieć, gdyż oboje poczuli, jak pod nogami drga im
ziemia. Trzęsienie z każdą chwilą stawało się coraz mocniejsze, a niebo
przybrało ciemnej barwy, ale nie zanosiło się na deszcz. Nagle nastała cisza.
Zero drgań, zero wiatru, zero odgłosów.
– Aż dreszcze
przechodzą – mruknęła Kanekawa, chwytając się za ramiona. – Nie traćmy czasu i
ostrzeżmy Lucy – oznajmiła i ruszyła biegiem w stronę, z której dochodził głos
dziewczyny. Ryu pragnął ją zatrzymać, ale w końcu pobiegł jej śladem.
Po kilku minutach
dotarli do centrum Magnolii, a konkretnie na główny rynek, przy którym trwała
słynna Katedra Kardia, a tam, jakby bramę piekła otwarto i stanął przed nimi
sam szatan.
Oprócz Lucy i ich
dwójki, na miejsce zdołali dotrzeć Suta wraz z Sarą, po Smoczych Zabójcach z
Sabertooth nie było śladu. W samym sercu rynku stała postać, na której widok
włos się na głowie jeżył. Najgorszy koszmar spełnił się, a była to walka z
przyjacielem.
Wszyscy patrzyli z
przerażeniem na odmienionego towarzysza. Jedynie Zeref uśmiechał się
usatysfakcjonowany i rzekł:
– Oto czarne lato.
Ciąg dalszy nastąpi w rozdziale 64 "Profanum"
Świetny rozdział.Cieszy mnie,że Mavis im pomoże ale i tak się niepokoje,ponieważ natsu się przemienił.Liczę na to,że Mavis znalazła coś w książkach ale myślę,że nawet bez tego Fairy Tail poradziłoby sobie z zagrożeniem.:)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny,pozdrawiam i czekam na następny rozdział.
Ps.Komentarz byłby na pewno bardziej konstruktywny gdyby były jakieś błędy.Ale nie narzekam.xD
Dziękuję za komentarz T^T To się nazywa wsparcie! :D
UsuńE.N.D. Nareszcie jesteś :) Trzymaj się Lucy i wal z caleej siły. Natsu to wytrzyma ;)
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały. Budujący napięcie tak jak lubię.
Ślicznie dziękuję za opinie ^^
UsuńHej! Trafiłam tu dziś przez przypadek i z uwagą przeczytałam Twoje ficzki (kilka ostatnich rozdziłów na razie). Styl niezły. Wiem, że to Twoja historia i z mangą ma niewiele wspólnego, jednak jako fanka Zerefa trochę jestem rozczarowana Twoją wersją tego bohatera. Jednak to, że wszystko umierało wokół niego wynikało z tego, że cenił życie, nie z jego złości. U Ciebie jest on postacią dość płytką, więc obawiam się, że pewnie skończy u Ciebie marnie. :/
OdpowiedzUsuńJa nie jestem na bieżąco z mangą, a Zeref nie należy do moich ulubionych postaci, dlatego niespecjalnie chciałam doszukiwać się w jego osobie głębszego sensu. Zrobiłam z niego złego gościa, więc wiadomo jak się ma zachowywać. ;)
UsuńJestem bardzo wdzięczna za twoją opinię. Miło było przeczytać coś nowego, bo tak naprawdę nigdy na niego nie patrzyłam pod innym kontem. :) Może zmienię swoje nastawienie do niego.
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam. ^^
Również dziękuję za szczerą odpowiedź. Bardzo bym się cieszyła jakbyś zmieniła nastawienie do niego, bo to mój ukochany bohater w F.T. ^^
UsuńW opowiadaniu ciężko będzie go zmienić, bo to właściwie końcówka. :/
UsuńNo nic, za późno znalazłam Twój blog. W sumie i tak go znalazłam tylko dlatego, że szukałam jakichś opowiadań o Zerefie. W każdym razie życzę dużo weny. :*
UsuńBardzo dziękuję
Usuń