Lucy stała jak zamurowana dokładnie analizując to, co przed chwilą powiedział jej ojciec. Jak to ona? To nie było możliwe. Miała wiele wspomnień z tamtego okresu, ale nie przypominała sobie, jak doszło do pożaru…
Wzięła głęboki oddech i spojrzała poważnym
wzrokiem na ojca. Zbiegła trochę z tematu:
– Zacznijmy od tego, że skąd wiesz, że
jestem magiem? – głos jej drżał, ale starała się zachować kamienną twarz.
– Jesteś moją córką. Wiedziałem o tym od samego
początku. W dzieciństwie wezwałaś swojego pierwszego ducha, a kilka dni potem
wybuchł ten pożar – powiedział z troską i zakłopotaniem. Chciał zbliżyć się do
córki, lecz ta mu nie pozwoliła.
– Miałem zabić swoją własna córkę? Nie
bierz mnie za potwora, którego grałem przez tyle lat – poczuł się urażony
odpowiedzą córki, ale nie brał jej do serca. Wiedział, że dziewczyna ma teraz
mętlik w głowie i walczy sama ze sobą. „Uwierzyć czy nie uwierzyć”.
– Grałeś? Nie wierzę w to! To ty zabiłeś
mamę! – rzucała oskarżenia na lewo i prawo. Była zła, nie potrafiła opanować
emocji. W jej środku wrzało.
– To nie do końca tak było. Sama się
poświęciła i wolała, żeby jej śmierć wyglądała naturalnie niż na taką udawaną.
Mówiła, że sama woli zginąć, niż żeby ciebie zabili – głos również mu drżał, a
łzy powoli zbierały się w kącikach oczu, lecz nie pozwolił im wypłynąć na
wierzch. – Każdy w miasteczku był przekonany, że ktoś zaatakował miasto. To się
stało niedaleko naszego domu.
☆☆☆
Było
słoneczne sobotnie popołudnie. Młoda Heartfilia biegła w stronę swojej
ukochanej rodziny, która postanowiła w tym dniu wyjść na spacer. Nikt nie
podejrzewał, że tego dnia wydarzy się coś złego. Razem udali się nad piękny
staw, znajdujący się niedaleko ich domu.
–
Mamusiu, mogę się pobawić przy tamtym drzewku? – zapytała rozpromieniona Lucy.
–
Dobrze, tylko bądź ostrożna –
odpowiedziała jej mama.
–
Laylo za bardzo się przejmujesz. – rzekł Jude do swojej zatroskanej żony, lecz
ta nie zgadzała się z jego zdaniem. Martwiła się o stan ich córki.
–
Kochanie, trzeba jej pilnować. Nigdy nie wiesz, kiedy t o nastąpi. Obudziła w
sobie moc, więc ten wybuch nastąpi wcześniej czy później, a w jej przypadku
będzie potężny – zerknęła na spokojnie bawiącą się Lucy i wróciła spojrzeniem
do męża, który w tym momencie analizował jej słowa. Niestety nadal nic z tego
nie rozumiał. Nie był magiem, więc w tym
temacie trochę się gubił. Jego żona westchnęła. – To dość skomplikowane.
Gwiezdni magowie uwalniają swą moc dzięki „wybuchowi”. Jest to dość
niebezpieczne, bo uwolniona moc przemienia się w ogień i może doprowadzić do
pożaru. Im większa moc tym większy wybuch, a związku z moją dodatkową
umiejętnością, którą zapewne ona także odziedziczyła przyniesie to wiele
nieszczęść i dlatego się martwię.
Po
takim wyjaśnieniu, także Jude się zaniepokoił. Oboje spojrzeli na swoją kochaną
córkę, która po chwili przybiegła uśmiechnięta wraz bukietem kwiatów.
–
Proszę mamusiu. To dla ciebie – wręczyła mamie kwiaty.
–
Dziękuję, jesteś kochana, skarbie – przytuliła swoją córkę i wtedy czar prysł.
Lucy
niespodziewanie zrobiła się blada i chwiejnie nadal próbowała utrzymać się na
nogach, lecz nie potrafiła. Zemdlała, wpadając w ramiona swojej zaskoczonej,
jak i przerażonej matki.
–
Jude! To chyba już! – krzyknęła.
–
Co mam zrobić?! – zapytał przejęcie.
–
Odsuń się! Muszę jej pomóc, zanim nastąpi wy… – nie dokończyła, gdyż ten już
nastąpił.
Było
za późno, by powstrzymać wybuch, ale można było ochronić czyjeś życie. Samej
Lucy, która spowodowała wybuch nic by się nie stało, ale jej mamie albo tacie
owszem. Layla, jako, że była magiem, szybko sięgnęła rękę męża i wytworzyła
wokół nich barierę ochronną. Wszystko stało w płomieniach – cały las, a przez
to ogień szybciej się rozprzestrzeniał. Z przerażeniem wpatrywali się stojące w
ogniu otoczenie. Jeszcze przed chwilą wszystko było w porządku.
–
Muszę ten ogień powstrzymać! Proszę, zabierz Lucy w bezpieczne miejsce. –
powiedziała do Jude’a i sama pobiegła prosto w ogień.
–
Dobrze, tylko uważaj na siebie! – krzyknął za nią mając nadzieję, że go
usłyszała, a następnie podniósł nieprzytomną córkę i oddalił się od miejsca
wypadku.
W
tym czasie Layla odszukała staw i chwytając jeden z kluczy krzyknęła:
–
Otwórz się bramo wodnika! Aquarius!
Z
wody wyłoniła się piękna, niebieskowłosa syrena, która widząc jak poważna jest
sytuacja od razu zaczęła działać bez zbędnych komentarzy. Szybko wytworzyła ogromną
falę i zaczęła zalewać okoliczne miejsca „pożerane” przez ogień. Na nic to się
zdało, gdyż ogień bardzo szybko się rozprzestrzeniał i najprawdopodobniej
dotarł już do miasteczka. Aquarius nie była sama w stanie powstrzymać pożaru.
–
Co ja mam teraz zrobić? – zapytała panicznie Layla.
–
Najlepiej jak najszybciej powiadomić mieszkańców.
–
Dobrze! Dziękuję, że starałaś się powstrzymać ogień.
–
Niestety nie udało mi się… Ale to nie czas na pogaduszki! Trzeba działać!
Kobieto, rusz się i już do wioski! – ponagliła blondynkę.
–
Tak jest! – zawołała i, odsyłając Aquarius, udała się jak najszybciej do
miasta.
W
Chandler sytuacja nie należała do najlepszych. Ogień dosięgnął już pierwszych
budynków znajdujących się najbliżej lasu. Ludzie starali się ugasić pożar, lecz
na próżno. Wszyscy zaczęli panikować.
–
To mag! Wyjaśnij nam, co to znaczy?! – zwrócił się do Layli jakiś facet.
–
Ja nie wiem, jak do tego doszło. Ale co ten pożar może mieć wspólnego z tym, że
jestem magiem? – zaniepokoiła się tą wypowiedzią.
–
Człowiek nie mógł być w stanie sam, albo nawet z kilkoma ludźmi podpalić tak
duży obszar. To na pewno zrobili magowie, a ty jesteś jednym z nich.
–
Ja tego nie zrobiłam! Nie umiem tworzyć ognia – zapewniała.
–
Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak poważna jest sytuacja?! Mój młodszy syn zginął
w tym pożarze! – krzyknęła zrozpaczona pani Ayuzawa (matka Misaki).
Layla
była przerażona. Co miała odpowiedzieć? Miała wydać własną córkę? Nie miała nic
na swoją obronę, zresztą ludzie nie chcieli jej słuchać. Nie mogła powiedzieć, że taki wybuch to
normalka u gwiezdnych magów, ani nie mogła na kogoś innego zganić, bo ona i jej
córka BYŁY (nie zmieniał czasu!) jedynymi magami w mieście… ale oni o tym nie
wiedzieli. Nie byli świadomi tego, że
Lucy odziedziczyła po swojej mamie moc. Może jeszcze ocalić swoją córkę,
pomyślała, dodając sobie tym otuchy.
–
Do niczego się nie przyznaję! – rzekła pewnie i mówiąc, że musi ratować swoją
rodzinę, zaczęła uciekać.
Musiała
powiadomić Jude’a jak najszybciej. Ludzie byli okrutni, to nie był pierwszy
występek, w którym brali udział magowie, lecz akurat ten pożar wybuchł przez
przypadkiem. Nikt nie chciał nikogo skrzywdzić, ale Layla wiedziała, że jej
wyjaśnienia na nic by się zdały. Przyjdą po nią i już wiedziała co zrobią.
Po
jej policzkach zaczęły spływać pierwsze łzy. To jest jedyny sposób, aby ocalić
Lucy. W tym c h o r y m miasteczku, które tylko z pozoru mogło wyglądać na
spokojne panowała zasada, że jeśli kogoś zabijesz to też zostaniesz stracony.
Każdy się na to zgodził, a stało się to przed przyjazdem Heartfiliów do
Chandler.
–
Jude! – krzyknęła wpadając do domu.
Swojego
męża zastała w salonie, gdzie siedział trzymając ich córkę na kolanach.
–
Laylo, co się stało?! – położył Lucy na kanapie i podszedł to przerażonej żony.
Blondynka nie wytrzymała i zaniosła się szlochem. – Powiedz, co się stało? –
starał się ją choć trochę uspokoić.
–
Oni myślą, że to ja podpaliłam las i te domy. Uważają, że to niemożliwe, aby
człowiek to zrobił, więc zwalają całą winę na magów. Ja jestem jedynym magiem w
okolicy. Wiesz, jakie jest tu prawo?
–
Tak – westchnął ciężko. – I co teraz zrobimy?
–
Nie chcę wyjeżdżać. Chcę przyjąć na siebie to brzemię odpowiedzialności. W końcu
to moja wina.
–
Nie obwiniaj się! To przecież kłamstwo! – oburzył się.
–
Nie, przecież wiedziałam, że Lucy niedługo uwolni swoją moc, więc powinnam być
na to gotowa. To kwestia czasu zanim po mnie przyjdą, więc chcę, abyś to ty
mnie zabił – rzekła poważnie, zbierając w sobie całą odwagę.
–
Nie zrobię tego! – krzyknął wzburzony.
–
Dobrze! To ja sama to zrobię! – odparła z wyrzutem, lecz mąż nie chciał jej na
to pozwolić. Dalszą kłótnię uniemożliwił im odgłos innych ludzi czekających za
drzwiami. Walili w ogromne wrota zniecierpliwieni, więc nie mieli zbyt wiele
czasu. – To pewnie oni. Zaniosę Lucy do pokoju.
–
Nie, zostawmy ją – polecił mąż. – Zamkniemy drzwi i zaprosimy naszych „gości”
do jadalni.
Layla
się zawahała, ale nie było na to czasu. Mąż wyciągnął ją na korytarz i zamknął
drzwi do salonu.
–
Idź, zaraz do ciebie przyjdę.
–
Dobrze, ale… boję się – wyznała szczerze, a mąż zapewnił ją, że postara się to
wyjaśnić i ją uniewinnić. – To na nic, oni nie będą nas słuchać. Jeżeli
będziesz ze mną, tobie także mogą coś zrobić. Pół miasta się spaliło! Wielu
ludzi zginęło! Wiem jaka jest sytuacja i nic mi nie pomoże!
–
Może jest jakiś sposób? – rzekł z nadzieją, łapiąc ją za ręce.
–
Jest, ale możliwe, że więcej się nie zobaczymy – łzy spłynęły jej po policzkach,
tak jak i jemu.
Jude
spojrzał na żonę ze smutkiem, a jednocześnie z czułością.
–
Zrobię wszystko, aby cię uratować – powiedział cicho, a Layla kiwnęła na znak
głową.
Chwilę
później ludziom z miasta udało się wtargnąć do rezydencji, a wtem ujrzeli Jude klęczącego
nad ciałem nieprzytomnej żony.
–
Co ty jej zrobiłeś? – zapytał jeden.
–
A co miałem uczynić? Spaliła pół miasta i zabiła tyle osób… – westchnął. – Musiałem to zrobić.
–
I dobrze – podsumował krótko drugi z mieszkańców i ciągnął dalej. – Ta wiedźma
sobie na to zasłużyła. A co się z nią dzieje? – zapytał jeden z obywateli, gdy
zauważył, że ciało Heartfilii zaczyna znikać. Jude zacisnął pięść i beztrosko
odparł:
–
Kiedyś mi mówiła, że ciało magów jej kategorii po śmierci zanika, a to z kolei
oznacza, że umarła i nie ma dla niej ratunku – zapewniał.
☆☆☆
Skończywszy opowiadać, odwrócił się
gwałtownie i milczał. Starał się nie wylewć łez, lecz gdy tylko usłyszał głos
Lucy… rozpłakał się. Nie mógł dłużej się powstrzymywać. Dziesięć lat to
stanowczo za długo.
Lucy również nie mogła się powstrzymać.
Poczuła się winna. Tyle lat oskarżała swojego ojca o śmierć mamy, a tak
naprawdę to ona sama wszystko zapoczątkowała. Gdyby nie ona, ci ludzie, którzy
zginęli w tym pożarze nadal by żyli. To wszystko jej wina!
– Lucy pamiętaj, że ty tutaj nie
zawiniłaś. To normalne.
– Ale tato, to przeze…
– SPOKÓJ!!! – blondynka zamilkła. – Nie
chcę, żebyś się obwiniała. Twoja mama także by tego nie chciała. To był jej
wybór – przytulił delikatnie swoją córkę. To był jednocześnie najsmutniejszy i
najszczęśliwszy moment w jej życiu. Cieszyła się, że w końcu pogodziła się ze
swoim tatą, ale płakać jej się chciało na samą myśl, że musi się z nim rozstać.
– Tato, ja muszę… – znów jej przerwał.
– Musisz uciekać. Wiem, ale czy na pewno
chcesz zostać magiem?
– I to bardzo, pragnę stać się taka jak
mama.
– Dobrze – uśmiechnął się Jude i
podchodząc do biurka wyjął jakieś pudełku, a z niego wyciągnął platynowy klucz.
– Twoja mama prosiła, abym ci ten klucz przekazał, ale nie wolno ci go używać
dopóki nie zbierzesz wszystkich dwunastu złotych kluczy. Jeżeli dobrze
pamiętam, Layla zostawiła ci trzy, tak?
– Tak – uśmiechnęła się i ścisnęła swojego
ojca odbierając od niego klucz. – Co to za symbol?
– Jest to symbol smoka, o ile dobrze
pamiętam.
Lucy jeszcze raz podziękowała ojcu i
ruszyła z nim do pokoju, by się spakować. Musieli nacieszyć się sobą, gdyż
przez tyle lat nie chcieli mieć ze sobą nic wspólnego. Spakowała tylko to, co
uważała za przydatne, czyli ciuchy, coś na ząb i zdjęcie mamy. Klucze przypięła
sobie do paska razem z tym, który dostała od ojca. Była gotowa do drogi, ale
tylko fizycznie. Nie chciała wyjeżdżać, zwłaszcza, że dopiero co pogodziła się
z ojcem, ale to nie był jedyny powód. Musiała też opuścić swoją jedyną
przyjaciółkę Misaki. Oczywiście była jeszcze Erza i Natsu. Jego również ciężko
będzie opuścić, bo bardzo go polubiła.
Nie! Nie możesz teraz o nim myśleć –
skarciła się w myślach i, podchodząc do ojca, przytuliła go – Będę za tobą
tęsknić, tato.
– Ja za tobą bardziej. Napisz do mnie
kiedyś i poinformuj, gdzie jesteś. Postaram się kiedyś cię odwiedzić.
– Dobrze… – rozpłakała się, a jej ojciec
tak samo.
Długo trwały te pożegnania, ale rozstania
nadszedł czas. Lucy musiała odejść, jeśli chciała przeżyć. Nie miała innego
opcji. Przed wyjściem prosiła ojca, że jeśli kto ktokolwiek będzie chciał się
dowiedzieć gdzie jest, ma powiedzieć, że wyjechała. Po pożegnaniu skierowała swoje
kroki prosto do lasu. Chciała się udać ścieżką na następną stację. Nie
wiedziała, o której przybędzie pociąg na stację w Chandler, a nie mogła
ryzykować, że ktoś ją zobaczy i schwyta. Uznała, że lasem będzie bezpieczniej. No
tak… Zmierza na stację, ale gdzie ona chce się udać? Tak szczerze, nigdy nie
podróżowała, więc nie znała nikogo, kto poza Chander mógłby ją kilka nocy
przenocować, dopóki ona sama nie znajdzie sobie do mieszkania. Zaraz! Jest
jedna osoba! Dziewczyna, którą poznała kilka tygodni temu, mieszkają w
Magnolii. Może Levy zechce jej pomóc?
Ciąg dalszy nastąpi w rozdziale 11 "Wszystko płynie"
Noooooo, arsoom!
OdpowiedzUsuńPuściłaś wodze wyobraźni :D Żeby moc gwiezdnego maga objawiała się wybuchem... Nieźle O.o
Aish, nie chcę pożegnania! Plis, niech jeszcze raz spotka się z Natsu ;_;
Nie martw się ;) Przecież to ma być blog o Nalu, co nie? XD
UsuńTo co napisałaś w tym rozdziale powinno zostać umieszczone w anime!
OdpowiedzUsuńJak wpadłaś na ten pomysł nie wiem ale jestem ci za to bardzo wdzięczna.
-.- Oby Natsu szybko się pojawił, bo to drugi rozdział kiedy go nie ma ;-;
Zadzwoń do Mashimy i powiedz, żeby zmienił scenariusz anime XD
UsuńNie bój się namierzę go !!! xD Nie da rady uciec xD
Usuń