piątek, 10 października 2014

Rozdział 10 - Layla


   Lucy stała jak zamurowana dokładnie analizując to, co przed chwilą powiedział jej ojciec. Jak to ona? To nie było możliwe. Miała wiele wspomnień z tamtego okresu, ale nie przypominała sobie, jak doszło do pożaru…
Wzięła głęboki oddech i spojrzała poważnym wzrokiem na ojca. Zbiegła trochę z tematu:
– Zacznijmy od tego, że skąd wiesz, że jestem magiem? – głos jej drżał, ale starała się zachować kamienną twarz.
– Jesteś moją córką. Wiedziałem o tym od samego początku. W dzieciństwie wezwałaś swojego pierwszego ducha, a kilka dni potem wybuchł ten pożar – powiedział z troską i zakłopotaniem. Chciał zbliżyć się do córki, lecz ta mu nie pozwoliła.
– Skoro wiedziałeś, że jestem magiem to czemu mnie nie zabiłeś?
– Miałem zabić swoją własna córkę? Nie bierz mnie za potwora, którego grałem przez tyle lat – poczuł się urażony odpowiedzą córki, ale nie brał jej do serca. Wiedział, że dziewczyna ma teraz mętlik w głowie i walczy sama ze sobą. „Uwierzyć czy nie uwierzyć”.
– Grałeś? Nie wierzę w to! To ty zabiłeś mamę! – rzucała oskarżenia na lewo i prawo. Była zła, nie potrafiła opanować emocji. W jej środku wrzało.
– To nie do końca tak było. Sama się poświęciła i wolała, żeby jej śmierć wyglądała naturalnie niż na taką udawaną. Mówiła, że sama woli zginąć, niż żeby ciebie zabili – głos również mu drżał, a łzy powoli zbierały się w kącikach oczu, lecz nie pozwolił im wypłynąć na wierzch. – Każdy w miasteczku był przekonany, że ktoś zaatakował miasto. To się stało niedaleko naszego domu.

☆☆☆

Było słoneczne sobotnie popołudnie. Młoda Heartfilia biegła w stronę swojej ukochanej rodziny, która postanowiła w tym dniu wyjść na spacer. Nikt nie podejrzewał, że tego dnia wydarzy się coś złego. Razem udali się nad piękny staw, znajdujący się niedaleko ich domu.
– Mamusiu, mogę się pobawić przy tamtym drzewku? – zapytała rozpromieniona Lucy.
– Dobrze, tylko bądź ostrożna  – odpowiedziała jej mama.
– Laylo za bardzo się przejmujesz. – rzekł Jude do swojej zatroskanej żony, lecz ta nie zgadzała się z jego zdaniem. Martwiła się o stan ich córki.
– Kochanie, trzeba jej pilnować. Nigdy nie wiesz, kiedy t o nastąpi. Obudziła w sobie moc, więc ten wybuch nastąpi wcześniej czy później, a w jej przypadku będzie potężny – zerknęła na spokojnie bawiącą się Lucy i wróciła spojrzeniem do męża, który w tym momencie analizował jej słowa. Niestety nadal nic z tego nie rozumiał. Nie był magiem, więc w tym  temacie trochę się gubił. Jego żona westchnęła. – To dość skomplikowane. Gwiezdni magowie uwalniają swą moc dzięki „wybuchowi”. Jest to dość niebezpieczne, bo uwolniona moc przemienia się w ogień i może doprowadzić do pożaru. Im większa moc tym większy wybuch, a związku z moją dodatkową umiejętnością, którą zapewne ona także odziedziczyła przyniesie to wiele nieszczęść i dlatego się martwię.
Po takim wyjaśnieniu, także Jude się zaniepokoił. Oboje spojrzeli na swoją kochaną córkę, która po chwili przybiegła uśmiechnięta wraz bukietem kwiatów.
– Proszę mamusiu. To dla ciebie – wręczyła mamie kwiaty.
– Dziękuję, jesteś kochana, skarbie – przytuliła swoją córkę i wtedy czar prysł.
Lucy niespodziewanie zrobiła się blada i chwiejnie nadal próbowała utrzymać się na nogach, lecz nie potrafiła. Zemdlała, wpadając w ramiona swojej zaskoczonej, jak i przerażonej matki.
– Jude! To chyba już! – krzyknęła.
– Co mam zrobić?! – zapytał przejęcie.
– Odsuń się! Muszę jej pomóc, zanim nastąpi wy… – nie dokończyła, gdyż ten już nastąpił.
Było za późno, by powstrzymać wybuch, ale można było ochronić czyjeś życie. Samej Lucy, która spowodowała wybuch nic by się nie stało, ale jej mamie albo tacie owszem. Layla, jako, że była magiem, szybko sięgnęła rękę męża i wytworzyła wokół nich barierę ochronną. Wszystko stało w płomieniach – cały las, a przez to ogień szybciej się rozprzestrzeniał. Z przerażeniem wpatrywali się stojące w ogniu otoczenie. Jeszcze przed chwilą wszystko było w porządku.
– Muszę ten ogień powstrzymać! Proszę, zabierz Lucy w bezpieczne miejsce. – powiedziała do Jude’a i sama pobiegła prosto w ogień.
– Dobrze, tylko uważaj na siebie! – krzyknął za nią mając nadzieję, że go usłyszała, a następnie podniósł nieprzytomną córkę i oddalił się od miejsca wypadku.
W tym czasie Layla odszukała staw i chwytając jeden z kluczy krzyknęła:
– Otwórz się bramo wodnika! Aquarius!
Z wody wyłoniła się piękna, niebieskowłosa syrena, która widząc jak poważna jest sytuacja od razu zaczęła działać bez zbędnych komentarzy. Szybko wytworzyła ogromną falę i zaczęła zalewać okoliczne miejsca „pożerane” przez ogień. Na nic to się zdało, gdyż ogień bardzo szybko się rozprzestrzeniał i najprawdopodobniej dotarł już do miasteczka. Aquarius nie była sama w stanie powstrzymać pożaru.
– Co ja mam teraz zrobić? – zapytała panicznie Layla.
– Najlepiej jak najszybciej powiadomić mieszkańców.
– Dobrze! Dziękuję, że starałaś się powstrzymać ogień.
– Niestety nie udało mi się… Ale to nie czas na pogaduszki! Trzeba działać! Kobieto, rusz się i już do wioski! – ponagliła blondynkę.
– Tak jest! – zawołała i, odsyłając Aquarius, udała się jak najszybciej do miasta.
W Chandler sytuacja nie należała do najlepszych. Ogień dosięgnął już pierwszych budynków znajdujących się najbliżej lasu. Ludzie starali się ugasić pożar, lecz na próżno. Wszyscy zaczęli panikować.
– To mag! Wyjaśnij nam, co to znaczy?! – zwrócił się do Layli jakiś facet.
– Ja nie wiem, jak do tego doszło. Ale co ten pożar może mieć wspólnego z tym, że jestem magiem? – zaniepokoiła się tą wypowiedzią.
– Człowiek nie mógł być w stanie sam, albo nawet z kilkoma ludźmi podpalić tak duży obszar. To na pewno zrobili magowie, a ty jesteś jednym z nich.
– Ja tego nie zrobiłam! Nie umiem tworzyć ognia – zapewniała.
– Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak poważna jest sytuacja?! Mój młodszy syn zginął w tym pożarze! – krzyknęła zrozpaczona pani Ayuzawa (matka Misaki).
Layla była przerażona. Co miała odpowiedzieć? Miała wydać własną córkę? Nie miała nic na swoją obronę, zresztą ludzie nie chcieli jej słuchać.  Nie mogła powiedzieć, że taki wybuch to normalka u gwiezdnych magów, ani nie mogła na kogoś innego zganić, bo ona i jej córka BYŁY (nie zmieniał czasu!) jedynymi magami w mieście… ale oni o tym nie wiedzieli. Nie byli  świadomi tego, że Lucy odziedziczyła po swojej mamie moc. Może jeszcze ocalić swoją córkę, pomyślała, dodając sobie tym otuchy.
– Do niczego się nie przyznaję! – rzekła pewnie i mówiąc, że musi ratować swoją rodzinę, zaczęła uciekać.
Musiała powiadomić Jude’a jak najszybciej. Ludzie byli okrutni, to nie był pierwszy występek, w którym brali udział magowie, lecz akurat ten pożar wybuchł przez przypadkiem. Nikt nie chciał nikogo skrzywdzić, ale Layla wiedziała, że jej wyjaśnienia na nic by się zdały. Przyjdą po nią i już wiedziała co zrobią.
Po jej policzkach zaczęły spływać pierwsze łzy. To jest jedyny sposób, aby ocalić Lucy. W tym c h o r y m miasteczku, które tylko z pozoru mogło wyglądać na spokojne panowała zasada, że jeśli kogoś zabijesz to też zostaniesz stracony. Każdy się na to zgodził, a stało się to przed przyjazdem Heartfiliów do Chandler.
– Jude! – krzyknęła wpadając do domu.
Swojego męża zastała w salonie, gdzie siedział trzymając ich córkę na kolanach.
– Laylo, co się stało?! – położył Lucy na kanapie i podszedł to przerażonej żony. Blondynka nie wytrzymała i zaniosła się szlochem. – Powiedz, co się stało? – starał się ją choć trochę uspokoić.
– Oni myślą, że to ja podpaliłam las i te domy. Uważają, że to niemożliwe, aby człowiek to zrobił, więc zwalają całą winę na magów. Ja jestem jedynym magiem w okolicy. Wiesz, jakie jest tu prawo?
– Tak – westchnął ciężko. – I co teraz zrobimy?
– Nie chcę wyjeżdżać. Chcę przyjąć na siebie to brzemię odpowiedzialności. W końcu to moja wina.
– Nie obwiniaj się! To przecież kłamstwo! – oburzył się.
– Nie, przecież wiedziałam, że Lucy niedługo uwolni swoją moc, więc powinnam być na to gotowa. To kwestia czasu zanim po mnie przyjdą, więc chcę, abyś to ty mnie zabił – rzekła poważnie, zbierając w sobie całą odwagę.
– Nie zrobię tego! – krzyknął wzburzony.
– Dobrze! To ja sama to zrobię! – odparła z wyrzutem, lecz mąż nie chciał jej na to pozwolić. Dalszą kłótnię uniemożliwił im odgłos innych ludzi czekających za drzwiami. Walili w ogromne wrota zniecierpliwieni, więc nie mieli zbyt wiele czasu. – To pewnie oni. Zaniosę Lucy do pokoju.
– Nie, zostawmy ją – polecił mąż. – Zamkniemy drzwi i zaprosimy naszych „gości” do jadalni.
Layla się zawahała, ale nie było na to czasu. Mąż wyciągnął ją na korytarz i zamknął drzwi do salonu.
– Idź, zaraz do ciebie przyjdę.
– Dobrze, ale… boję się – wyznała szczerze, a mąż zapewnił ją, że postara się to wyjaśnić i ją uniewinnić. – To na nic, oni nie będą nas słuchać. Jeżeli będziesz ze mną, tobie także mogą coś zrobić. Pół miasta się spaliło! Wielu ludzi zginęło! Wiem jaka jest sytuacja i nic mi nie pomoże!
– Może jest jakiś sposób? – rzekł z nadzieją, łapiąc ją za ręce.
– Jest, ale możliwe, że więcej się nie zobaczymy – łzy spłynęły jej po policzkach, tak jak i jemu.
Jude spojrzał na żonę ze smutkiem, a jednocześnie z czułością.
– Zrobię wszystko, aby cię uratować – powiedział cicho, a Layla kiwnęła na znak głową.
Chwilę później ludziom z miasta udało się wtargnąć do rezydencji, a wtem ujrzeli Jude klęczącego nad ciałem nieprzytomnej żony.
– Co ty jej zrobiłeś? – zapytał jeden.
– A co miałem uczynić? Spaliła pół miasta i zabiła tyle osób… – westchnął. –  Musiałem to zrobić.
– I dobrze – podsumował krótko drugi z mieszkańców i ciągnął dalej. – Ta wiedźma sobie na to zasłużyła. A co się z nią dzieje? – zapytał jeden z obywateli, gdy zauważył, że ciało Heartfilii zaczyna znikać. Jude zacisnął pięść i beztrosko odparł:
– Kiedyś mi mówiła, że ciało magów jej kategorii po śmierci zanika, a to z kolei oznacza, że umarła i nie ma dla niej ratunku  – zapewniał.

☆☆☆

Skończywszy opowiadać, odwrócił się gwałtownie i milczał. Starał się nie wylewć łez, lecz gdy tylko usłyszał głos Lucy… rozpłakał się. Nie mógł dłużej się powstrzymywać. Dziesięć lat to stanowczo za długo.
Lucy również nie mogła się powstrzymać. Poczuła się winna. Tyle lat oskarżała swojego ojca o śmierć mamy, a tak naprawdę to ona sama wszystko zapoczątkowała. Gdyby nie ona, ci ludzie, którzy zginęli w tym pożarze nadal by żyli. To wszystko jej wina!
– Lucy pamiętaj, że ty tutaj nie zawiniłaś. To normalne.
– Ale tato, to przeze…
– SPOKÓJ!!! – blondynka zamilkła. – Nie chcę, żebyś się obwiniała. Twoja mama także by tego nie chciała. To był jej wybór – przytulił delikatnie swoją córkę. To był jednocześnie najsmutniejszy i najszczęśliwszy moment w jej życiu. Cieszyła się, że w końcu pogodziła się ze swoim tatą, ale płakać jej się chciało na samą myśl, że musi się z nim rozstać.
– Tato, ja muszę… – znów jej przerwał.
– Musisz uciekać. Wiem, ale czy na pewno chcesz zostać magiem?
– I to bardzo, pragnę stać się taka jak mama.
– Dobrze – uśmiechnął się Jude i podchodząc do biurka wyjął jakieś pudełku, a z niego wyciągnął platynowy klucz. – Twoja mama prosiła, abym ci ten klucz przekazał, ale nie wolno ci go używać dopóki nie zbierzesz wszystkich dwunastu złotych kluczy. Jeżeli dobrze pamiętam, Layla zostawiła ci trzy, tak?
– Tak – uśmiechnęła się i ścisnęła swojego ojca odbierając od niego klucz. – Co to za symbol?
– Jest to symbol smoka, o ile dobrze pamiętam.
Lucy jeszcze raz podziękowała ojcu i ruszyła z nim do pokoju, by się spakować. Musieli nacieszyć się sobą, gdyż przez tyle lat nie chcieli mieć ze sobą nic wspólnego. Spakowała tylko to, co uważała za przydatne, czyli ciuchy, coś na ząb i zdjęcie mamy. Klucze przypięła sobie do paska razem z tym, który dostała od ojca. Była gotowa do drogi, ale tylko fizycznie. Nie chciała wyjeżdżać, zwłaszcza, że dopiero co pogodziła się z ojcem, ale to nie był jedyny powód. Musiała też opuścić swoją jedyną przyjaciółkę Misaki. Oczywiście była jeszcze Erza i Natsu. Jego również ciężko będzie opuścić, bo bardzo go polubiła.
 Nie! Nie możesz teraz o nim myśleć – skarciła się w myślach i, podchodząc do ojca, przytuliła go – Będę za tobą tęsknić, tato.
– Ja za tobą bardziej. Napisz do mnie kiedyś i poinformuj, gdzie jesteś. Postaram się kiedyś cię odwiedzić.
– Dobrze… – rozpłakała się, a jej ojciec tak samo.
Długo trwały te pożegnania, ale rozstania nadszedł czas. Lucy musiała odejść, jeśli chciała przeżyć. Nie miała innego opcji. Przed wyjściem prosiła ojca, że jeśli kto ktokolwiek będzie chciał się dowiedzieć gdzie jest, ma powiedzieć, że wyjechała. Po pożegnaniu skierowała swoje kroki prosto do lasu. Chciała się udać ścieżką na następną stację. Nie wiedziała, o której przybędzie pociąg na stację w Chandler, a nie mogła ryzykować, że ktoś ją zobaczy i schwyta. Uznała, że lasem będzie bezpieczniej. No tak… Zmierza na stację, ale gdzie ona chce się udać? Tak szczerze, nigdy nie podróżowała, więc nie znała nikogo, kto poza Chander mógłby ją kilka nocy przenocować, dopóki ona sama nie znajdzie sobie do mieszkania. Zaraz! Jest jedna osoba! Dziewczyna, którą poznała kilka tygodni temu, mieszkają w Magnolii. Może Levy zechce jej pomóc?


Ciąg dalszy nastąpi w rozdziale 11 "Wszystko płynie"

5 komentarzy:

  1. Noooooo, arsoom!
    Puściłaś wodze wyobraźni :D Żeby moc gwiezdnego maga objawiała się wybuchem... Nieźle O.o
    Aish, nie chcę pożegnania! Plis, niech jeszcze raz spotka się z Natsu ;_;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się ;) Przecież to ma być blog o Nalu, co nie? XD

      Usuń
  2. To co napisałaś w tym rozdziale powinno zostać umieszczone w anime!
    Jak wpadłaś na ten pomysł nie wiem ale jestem ci za to bardzo wdzięczna.
    -.- Oby Natsu szybko się pojawił, bo to drugi rozdział kiedy go nie ma ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zadzwoń do Mashimy i powiedz, żeby zmienił scenariusz anime XD

      Usuń
    2. Nie bój się namierzę go !!! xD Nie da rady uciec xD

      Usuń